Przejdź do głównej zawartości

"Dziewczyna z pociągu" by Paula Hawkins

Tak, pamiętam, gdy wystawy księgarń były zastawione w egzemplarzach tej książki. Całkiem dawne czasu to były. Wtedy jeszcze nie miałam czasu, żeby czytać dla przyjemności. Wróć - czas miałam, ale nie przeznaczałam go na czytanie dla przyjemności, bo moja lista priorytetów miała na górze inne pozycje.

Na szczęście z wiekiem człowiek idzie po rozum do głowy i krok po kroku te priorytety przestawia.

Dzięki temu ostatnio sięgnęłam właśnie po "Dziewczynę z pociągu", bo naczytałam się ochów, achów i, jak to ja, musiałam sprawdzić, czy są słuszne i nie na wyrost.

Czytanie rozpoczęłam w piątek wieczorem. Postanowiłam zacząć od 1-2 rozdziałów. Przeczytałam spokojnie i nie powiem, żebym nie mogła się oderwać. "Książka, jak książka" - pomyślałam - "nic nadzwyczaj trzymającego w napięciu".

Zostawiłam więc lekturę na sobotę.

Od rana, strona po stronie, rozdział po rozdziale zostałam wciągnięta w fabułę. Czytanie książek z kryminalnym motywem ani trochę do mnie nie pasuje, więc sama się sobie przyglądałam z ciekawością podczas lektury. W trakcie przerw na jedzenie rozmyślałam o poruszonych wątkach, próbowałam rozwikłać przewodnią zagadkę.

Podoba mi się to, że autor zupełnie nie naprowadza czytelnika na właściwy trop, a raczej pięknie wodzi go za nos. Byłam zagubiona jak dziecko we mgle i mówię to z satysfakcją.

Aż w pewnym momencie mnie olśniło. Przeczytałam jedno lub dwa zdania, dodałam dwa do dwóch i już wiedziałam, jaka jest prawda. W tym momencie akcja książki zaczęła znacząco przyspieszać i autorka bez zbędnego ociągania się zmierzała wartko do potwierdzenia mojej hipotezy.

Po przeczytaniu książki czuję dużą satysfakcję, mój czytelniczy głód został zaspokojony, a wyobraźnia na nowo się rozszalała. Cudownie jest błądzić po rozległych łąkach własnych myśli szukając odpowiedzi.

Podczas czytania zapominałam o świecie zewnętrznym, a bijący na wieży zegar uświadamiał mi, jak szybko mija czas.

Jeszcze ktoś jeszcze nie czytał (może są wśród Was takie jednostki jak ja :D), to mogę polecić. Fajna lektura na jesienne wieczory.


*Zdjęcie okładki pochodzi z serwisu virtualo.pl, na którym wynajduję książkowe perełki

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ranne ptaszki

Słowo „ranne” ma dwa znaczenia, prawda? Przypadek? Nie sądzę ;) Latorośle mają to do siebie, że czasem budzą nas o dziwnych porach. Zazwyczaj nie jest to jednak 13, tylko np. 5 rano. Dzisiaj była to 5:54. Gdy latorośl zdecyduje jednak, że to tylko próbny alarm i wraca do łóżka spać, to ja wtedy mam dylemat. Wyjścia są dwa: 1)     jak najszybciej wtulić głowę z powrotem w poduszkę i próbować zasnąć (z reguły kończy się to zaśnięciem, któremu towarzyszą koszmary, np. ostatnio gryzł mnie krokodyl w takim porannym śnie). A gdy już faktycznie się znów obudzimy po, tym razem, prawdziwym alarmie latorośli (zapewne przed 7), to jestem najbardziej niewyspanym człowiekiem świata 2)     jest jeszcze drugie wyjście - wstajemy! I tak już jestem rozbudzona, więc wielkiej krzywdy nie ma, jednak po rachunku godzin snu, którego pospiesznie dokonuję na palcach jednej ręki, wydaje mi się, że to trochę głupie nie dać sobie jeszcze 37 minut więcej (nawet jeśli z koszmarami) Dzisiaj wybr

Zawsze jest coś do roboty! Prawda? :)

Bardzo mnie zainspirował ostatni felieton Szymona Majewskiego dla "Zwierciadła". Majewski porusza w nim kwestię "bezsprawia", czyli stanu, w którym zrobiliśmy już wszystko, co mieliśmy do zrobienia i możemy w końcu oddać się... niczemu. W jakim tonie się wypowiada? Otóż informuje czytelnika uprzejmie, że "bezsprawie" nie istnieje. Szuka go bowiem od kilkudziesięciu lat i ZAWSZE jest jeszcze coś, co trzeba zrobić. Czasem już wydawałoby się, że jesteśmy krok od "bezsprawia", a tu nagle zza rogu wyłania się kolejna rzecz do zrobienia/kupienia/czy choćby myślenia o niej. Dawno żaden felieton nie został w mojej świadomości na tak długo i nie myślałam o nim tak intensywnie jak w przypadku tej strony A4. To była naprawdę jedna z najbardziej wartościowych stron A4, jakie przeczytałam. Moja miłość do "Zwierciadła" znów zakwitła. Dochodzę do wniosku, że wniosek Majewskiego jest trafny i że ja też, mimo usilnych starań takiego "bezspraw

ByleJAKOŚĆ

Jeśli stojąc włożysz do ust kostkę czekolady i zapijesz ją łykiem gorącej wody, to tak jakby właśnie wypiłaś gorącą czekoladę, prawda? Ostatnio często godzę się na taką bylejakość właśnie. Byle szybciej, byle dalej, byle z głowy. Czy ja naprawdę chcę mieć wypicie herbaty/gorącej czekolady z głowy? Odhaczyć i pójść dalej? Wiecie co, może i chcę? Tłumaczę się brakiem czasu, nawałem obowiązków. Niedługo kataklizmy w odległej galaktyce uniemożliwią mi zjedzenie obiadu. "Bo przecież tam jest gwiezdna burza, zatem jak ja mogę tutaj spokojnie jeść te ziemniaki?!" Zawsze znajdzie się dobra wymówka, żeby zamiast kolacji zjeść pierniki. "Przecież to pranie samo się nie poskłada!", "Nie wiem, co mam zjeść, nic nie ma w tej lodówce, za dużo roboty z tym włączaniem piekarnika!" Dni coraz bardziej zaczynają przypominać stronę z kalendarza z okienkami do odhaczania. matko, ale wcześnie, czy ja naprawdę muszę już wstać? śniadanie lub cokolwiek, co mo